sobota, 14 maja 2011

BISKWITOWO I LIŚCIASTO

Dla niewtajemniczonych chciałam pokazać dziś co kryje się pod magicznym hasłem BISKWIT. Otóż jest to glina po pierwszym wypale, kiedy w wyniku nieodwracalnego procesu chemicznego staje się twarda. Wypalanie na biskwit następuje powoli i zazwyczaj przy temperaturze 500st.C woda wyparowuje z gliny. Zwykle prace biskwitowe wypalane  są w temperaturze pomiędzy 960 st.C a 1000 st.C.
Nasze prace przed  włożeniem do pieca muszą być całkowicie wysuszone! Pamiętajmy, że glina ulega kurczeniu.  Najpierw podczas suszenia, następnie podczas wypału na biskwit, a po raz trzeci, gdy zostaje wypalona w najwyższej temperaturze.
Wykorzystanie liści, kwiatów itp. jest częstym motywem w ceramice. Zazwyczaj prosta w formie ceramika zostaje w efektowny sposób ozdobiona  poprzez odciśnięcie w glinie różnych pięknych roślinek. Oceńcie sami! A tymczasem prace cierpliwie czekają na poszkliwienie. Efektami szaleństwa ze szkliwami podzielę się z Wami za jakiś czas. Pozdrawiam.






poniedziałek, 9 maja 2011

NAMALOWANE OGNIEM NR II

Tak jak obiecałam, przedstawiam Wam drugą ceramikę, która eksperymentowała z ogniem.

Surowy biskwit pokryłam szkliwem do raku turkusowym, aquaverde i zielonkawym w zagłębieniach kwiata na pokrywce.




Jak wcześniej wspominałam i jak sami widzicie nie widać tu tych kolorów, a raczej spieczony miedziany :). Niesamowite, prawda? Nie wiem z czego to wynika... Śmiesznie i dziwnie zarazem. No i pięknie oczywiście. Może ktoś wie co powoduje taki efekt? Domyślam się, że jakieś tlenki... A może coś zrobiliśmy nie tak? Może proces redukcji został źle przeprowadzony albo coś z piecem. Czekam niecierpliwie na wskazówki i podpowiedzi w celu rozwikłania tej tajemniczej zagadki.

niedziela, 8 maja 2011

EFEKT RAKU NR I

No tak. Chwila prawdy :). Moje oczekiwania co do efektów raku były nieco inne :), ale jak na pierwszą próbę nie jest najgorzej chyba co? Największym zaskoczeniem było to,  że biskwit pokryłam szkliwem żółtym i turkusowym, a wyszło....hmmm żółte no przypomina trochę żółte, ale turkus nie ma nic wspólnego z turkusem :). To jest właśnie raku. Efekt piorunujący. Najważniejsze, że zgodnie z tym co oznacza raku - od japońskiego wyrażenia radość, szczęście, czas spędzony podczas wypału rzeczywiście był czasem radosnym i pełnym pozytywnych emocji. 
Naczynie przed oddaniem go w ręce ognia wyglądało tak:
























A oto co namalował ogień ...






















Podobają mi się te delikatne spękania. To wynik wnikania w glinę dymu, który wzmacnia rysunek pęknięć. Z kolei w środku czarek mamy efekt miedziany, połyskujący kolorami tęczy - to właśnie tak wygląda ten turkus...:) no chyba, że coś zrobiłyśmy nie tak ....

























Przede mną jeszcze etap czyszczenia powyższych cudaków. Jeśli szczotka druciana uczyni je piękniejszymi to zamieszczę zdjęcia. Tymczasem chciałam pokazać Wam jeszcze trochę osmolone brudaski. I tak wyglądają już pięknie, bo po wyciągnięciu z trocin i wody wyglądało to tak.

Naczynie oddałam w ręce ognia nie w osamotnieniu. Było w duecie z innym.


Jak wyszło okaże się w kolejnym poście :).

sobota, 7 maja 2011

MÓJ PIERWSZY W ŻYCIU WYPAŁ RAKU

No cóż, w końcu zobaczyłam czym to pachnie...a pachnie wędzonką :) Tak, tak wypał raku niesie ze sobą wiele zapachów i wiele niesamowitych emocji. W związku ze sprzyjającą majową pogodą dziś miałam przyjemność przeżyć swój pierwszy raz, jeśli chodzi o raku. Technika ta pochodzi z Japonii, gdzie tym sposobem wykonywano czarki do herbaty. Efekty są zaskakujące i na początku budzą mieszane uczucia, ale trzeba spojrzeć na prace wypalone techniką raku trochę inaczej. Przejdźmy przez to krok po kroku.

Zaczynamy od poszkliwienia wypalonych już na biskwit prac. Szkliwimy specjalnymi szkliwami do wypału raku. Pamiętajmy o rękawiczkach i nieszkliwieniu miejsc, na których praca będzie stała, gdyż grozi to przyklejeniem się do półki pieca.
A oto sprawca tych czarów - piec do wypału raku wykonany samodzielnie i własność ceramiczki M., która zorganizowała tą imprezę :).
Poszkliwione prace układamy w piecu ostrożnie tak, aby nie stykały się, żeby pod wpływem temperatury nie przykleiły się do siebie.
Co dalej...Dalej piec ma do wykonania robotę tzn. rozgrzać się do temperatury 1000 st.C, trwało to około 30 -40 min.
i gdy ją osiągnie, wówczas możemy podejrzeć przez otwór wentylacyjny, że prace ceramiczne z koloru czerwonego, potem pomarańczowego osiągają kolor bieli przy temperaturze 1000 st.C 
lub wybieramy łatwiejszą opcję i sprawdzamy to specjalnym urządzeniem.
Gdy otworzymy piec, gorąc bucha, rozżarzone prace czekają na nas i teraz chwila prawdy...
Czy coś się potłukło, pękło itp. Szczypce w dłoń i wrzucamy prace do pojemnika, a następnie zasypujemy je trocinami i wówczas zachodzi proces redukcji.
Gdy potrzymamy chwilkę w trocinach prace, to kolejna chwila prawdy.... czy wrzucając je do zimnej wody, znowu nie przeżyją szoku termicznego i nie pękną.

Jeśli nie pękły, to otrzymamy efekty, które zobaczycie kochani w kolejnym poście :P. Potrzymam Was chwilkę w niepewności :).

Podziękowania dla Gdańskiej Szkoły Artystycznej, która zorganizowała to jakże sympatyczne spotkanie w plenerze.