sobota, 7 maja 2011

MÓJ PIERWSZY W ŻYCIU WYPAŁ RAKU

No cóż, w końcu zobaczyłam czym to pachnie...a pachnie wędzonką :) Tak, tak wypał raku niesie ze sobą wiele zapachów i wiele niesamowitych emocji. W związku ze sprzyjającą majową pogodą dziś miałam przyjemność przeżyć swój pierwszy raz, jeśli chodzi o raku. Technika ta pochodzi z Japonii, gdzie tym sposobem wykonywano czarki do herbaty. Efekty są zaskakujące i na początku budzą mieszane uczucia, ale trzeba spojrzeć na prace wypalone techniką raku trochę inaczej. Przejdźmy przez to krok po kroku.

Zaczynamy od poszkliwienia wypalonych już na biskwit prac. Szkliwimy specjalnymi szkliwami do wypału raku. Pamiętajmy o rękawiczkach i nieszkliwieniu miejsc, na których praca będzie stała, gdyż grozi to przyklejeniem się do półki pieca.
A oto sprawca tych czarów - piec do wypału raku wykonany samodzielnie i własność ceramiczki M., która zorganizowała tą imprezę :).
Poszkliwione prace układamy w piecu ostrożnie tak, aby nie stykały się, żeby pod wpływem temperatury nie przykleiły się do siebie.
Co dalej...Dalej piec ma do wykonania robotę tzn. rozgrzać się do temperatury 1000 st.C, trwało to około 30 -40 min.
i gdy ją osiągnie, wówczas możemy podejrzeć przez otwór wentylacyjny, że prace ceramiczne z koloru czerwonego, potem pomarańczowego osiągają kolor bieli przy temperaturze 1000 st.C 
lub wybieramy łatwiejszą opcję i sprawdzamy to specjalnym urządzeniem.
Gdy otworzymy piec, gorąc bucha, rozżarzone prace czekają na nas i teraz chwila prawdy...
Czy coś się potłukło, pękło itp. Szczypce w dłoń i wrzucamy prace do pojemnika, a następnie zasypujemy je trocinami i wówczas zachodzi proces redukcji.
Gdy potrzymamy chwilkę w trocinach prace, to kolejna chwila prawdy.... czy wrzucając je do zimnej wody, znowu nie przeżyją szoku termicznego i nie pękną.

Jeśli nie pękły, to otrzymamy efekty, które zobaczycie kochani w kolejnym poście :P. Potrzymam Was chwilkę w niepewności :).

Podziękowania dla Gdańskiej Szkoły Artystycznej, która zorganizowała to jakże sympatyczne spotkanie w plenerze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz